Archives

Idea drugiej połówki w związkach i bratniej duszy.

 

Zastanawiałam się niedawno nad romantyczną ideą bratnich dusz, drugich połówek, tego właściwego jedynego. Czy te wierzenia na temat związków pokazywane w filmach, romansach robią nam więcej złego niż dobrego. Osobiście nie wierze, że istnieje coś takiego jak ten jedyny właściwy? Jaka jest recepta na udane partnerstwo?

Z tego co zaobserwowałam to najbardziej zgrane i szczęśliwe pary jakie znam, to pary, które zamiast wchodzić w oczekiwania, roszczenia, samo poświęcanie się i inne schematy zakasały rękawy i każde z partnerów wzięło się za prace nad samym sobą. Wszyscy po czasie odpowiadali, iż byli wdzięczni za trudy związku bo relacja naprawdę działała jak motor w ich rozwoju. Związek ewoluował wzmocnił się. Znam np parę, w której partner po przepracowaniu przez swoją żonę problemu z ojcem alkoholikiem stracił kompletnie ochotę na picie alkoholu. Problemy w zawiaskach rozwiązuje się w jedyny skuteczny sposób, pracując nad własnym cieniem. Po przez relacje z drugą osobą odkrywamy samych siebie. Nikt bardziej niż nasz partner nie pokazuje nam nie odkrytej części naszej osobowości. Świadomość tego faktu jest, podstawą świadomego związku. Bez tego nie ma otwarcia na drugiego człowieka. Związek staje się zbiorem oskarżeń projekcji i wyobrażeń obu stron, wydaje nam się, że podejmujemy decyzje, ale tak naprawdę wszytko idzie starym wytartym torem kodów naszego dzieciństwa. Trochę jak w serialu Westworld, gdzie roboty przeżywały codziennie na nowo ten sam dzień, sądząc, iż same podejmują decyzje, nie mając świadomości tego, iż są zaprogramowane.

Oglądałam filmik Teal Swan o koncepcie bratnich dusz. Powiedziała na nim, że schodzimy na ziemie w dużym towarzystwie, i łączą nas już schodząc tutaj duchowe kontrakty. Głownem tematem teraz w to przepracowania jako ludzkość na planie związków, jest poczucie odrzucenia i tak zwana warunkowa miłość, nic więc dziwnego, iż na skale globalną jest to przewodnie wyzwanie w relacjach. Idea zaproponowana przez Hollywood, na temat bratnich dusz, jest jej zdaniem nie prawdziwa. Bratnie dusze to często osoby, które dają nam w życiu największe wyzwania.

Żyjemy w czasie kiedy odkrywamy nową jakość zarówno męskiego i żeńskiego. Widać to po tym na skale obserwowane są trudne relacje, matka – córka i ojciec – syn. Tak naprawdę pokoleniowo każde pokolenie, czyni krok w kierunku uwolnienia i zbalansowania tych aspektów. Nasze babcie wyzwalały się, buntowały na masową skalę przeciwko sile patriarchatu, ich córki nasze matki, poszły o krok dalej znalazły własny głos i promowały niezależność i wolność, my wprowadzamy świadomość przede wszystkim na poziomie emocjonalnym…następne pokolenie będzie pracować na następnym jeszcze wyższym poziomie. Z mężczyznami jest podobnie. Dlatego, że pracujemy nad świadomością czucia w zbiorowości w związkach partnerskich jest tyle chaosu, i dlatego też dla nas naszego pokolenia są one tak ważne. Dużo ważniejsze niż dla pokoleń przed nami. Na zbiorową skalę, odkrywamy teraz, iż dobra relacja może się udać tylko kiedy mamy dobrą relację z samym sobą.

Napisze o kimś kogo uważam za bratnią duszę lub przynajmniej łączył mnie duchowy kontrakt. Relacja z ojcem to nasze partnerstwo. Jest to pewne uproszczenie gdyż, w partnerstwie praktycznie jest wszystko. Więc na własnym przykładzie mówiąc, miałam kiedyś bardzo wyidealizowany obraz mojego tatusia, więc teoretycznie powinnam mieć łatwe i miłe związki. Kogo natomiast przyciągałam, niedostępnych dla mnie emocjonalnie partnerów. Schemat powracał i powracał, jednocześnie idealizowałam swoich partnerów. Krocząc ścieżka duchowego rozwoju wiedziałam, iż coś to oznacza. Pracując nad relacją z ojcem, odkryłam, że tak naprawdę go nie było dla mnie. Mój tata zarabiał na życie za granicą, i moje życie było ciągłym czekaniem. Tata był rarytasem gościem w domu, niestety także emocjonalnie nie obecnym. Wyidealizowałam sobie naszą relacje w marzeniach ale podświadomie bardzo chciałam jego uwagi. Poza tym rozwód rodziców złamał mi serce. Podświadomie jako dziecko stanęłam “po stronie” mamy rodzica, który był ze mną i odrzuciłam ojca, zamknęłam serce na niego. Tęsknota za ojcostwem była zepchnięta do ciemnych meandrów mojej podświadomości i nigdy nie ujrzała by światła dziennego, gdyby nie pojawienie się…. bratniej duszy. I wróćmy teraz do tematu, jak rozpoznać bratnią duszę w partnerstwie. Z każdym naszym partnerem seksualnym mamy duchowy kontrakt, oczywiście nie tylko z nimi. Patrząc z perspektywy czasu widzimy, że czasem spotykamy partnerów, który nam pokazują jedną rzecz…czasem kilka lat to trwa, ale jest to jedna, kilka lub, kilka rzeczy. Mój koncept na bratnią dusze jest taki, że z takimi ludźmi tych rzeczy jest bardzo dużo. Dobrze przepracowana relacja z bratnią duszą jest najlepszą rzeczą, która może się przydarzyć ale może też być i najczęściej jest najbardziej bolesną. I niestety dla naszego pokolenia bardzo często tak jest. Kiedy spotykamy bratnią duszę czujemy więź, często też i strach. I mamy oczywiście wiele bratnich dusz i będą one współpracowały z nami w zależności od tego na jakim etapie jesteśmy. Po wyjściu z relacji z mężczyzną z którym duchowy kontrakt zawierał sprawienie mi tak wielkiego bólu, iż wstąpiłam na ścieżkę rozwoju duchowego spotkałam moją bratnią duszę, jedną z wielu. Była to relacja z mężczyzną, który mnie odrzucał i nie chciał się zdeklarować do niczego. Nasza relacja przechodziła przez wiele etapów, za każdym razem kiedy przepracowałam w sobie coś, co kontakt z nim mi dawał, następowała mała śmierć w relacji i małe odrodzenie. Zdałam sobie dzięki tej relacji, że nie daję sobie prawa do głosu, do wyrażania siebie, do tego, żeby kochać i przyjmować,  do tego by czuć to co czuje. Nie znałam także znaczenia własnych granic nie wiem nic o równowadze miedzy dawaniem i braniem, nie wiem nic o wolności i o odpuszczaniu przywiązania. On otworzył mi drogę do własnej kreatywności, do tego, iż poczułam się dobrze ze sobą i z własna seksualnością, do tego bym stała się bardziej asertywna, i do prawdy, że miłość to miłość do samego siebie. Dowiedziałam się tego pracując ciężko nad tym co było…co widziałam w moim lustrze. Mojej bratniej duszy. Co on wyciągnął z naszej relacji, to jest już sprawa jego duszy i jego rozwoju. Tu pojawia się następny schemat, który widzę u kobiet. Nie nasza sprawa czego ON ma się nauczyć w relacji z nami. Wcale nie musi to oznaczać tej samej intensywności z jego strony. Jest jest jego rozwój. Nam kobietom ciężko jest opanować impuls wchodzenia w przestrzeń jego rozwoju.

Koncept tego jedynego właściwego, daje nam kobietą rodzaj iluzji w której cały czas czegoś szukamy, tak na prawdę każdy nasz mężczyzna na ten moment jest tym właściwym.  Moja bratnia dusza z tamtego czasu odeszła. W tamtym czasie, miałam ogrom wielkich emocji i uczuć. Teraz już tego nie ma, i jego też już nie ma. Odszedł w miłości, wdzięczności i spokoju. Tak się dzieje, kiedy lekcja z danym człowiekiem po prostu się kończy. Jednak, życie jest ciągłym przepływem…jak tylko się otwarłam pojawiła się nowa bratnia dusza. Jakże inna od poprzedniej, jednak towarzyszy mi również z nim to samo jak poprzednio uczucie, czuję go jakby pod skórą. Próbuję starych schematów, rzeczy które nauczyłam się poprzednio….lecz to nie działa. Nowy człowiek nowa przestrzeń do odkrycia. Nie wiem czy on zostanie przy mnie lata, a może jeden dzień. To nie jest istotne. Już widzę, że jeśli w poprzedniej relacji chodziło o puszczenie czegoś, tu chodzi o przyjęcie. Wolność jest przyjęciem akceptacją tego co jest. Jeśli poprzednio uczyłam się o wyznaczaniu granic tutaj uczę się o panującej miedzy nimi przestrzeni. Lekcje podobne ale nie takie same, poznanie w wiele głębszym wymiarze.

Na zakończenie chce napisać, o ile bogaciej jest patrzeć na naszych wybranków serca w ten sposób i odpuścić sobie wszystkie iluzje o tym jednym jedynym właściwym, które nie tylko mija się z celem ale zawsze przyniesie nam rozczarowanie.

autor : Sylwia Bartosz

Advertisement

Warunkowa miłość

sen

 

Byłam na warsztacie Teal Swan  w Dublinie. Teal swoim zwyczajem zapraszała ludzi na scenę i pracowała z nimi. Jedną z nich była młoda kobieta, która cierpiała na syndrom chronicznego zmęczenia. Teal wyjaśniła jej, że osoby z tą przypadłością wierzą, że powinny właśnie w tym momencie być i robić coś innego niż robią. Ich umysł nigdy nie daje za wygraną, tak naprawdę nigdy nie odpoczywają i przez to są zmęczone. Kobieta na scenie, słuchała wyjaśniania ze spiętym ciałem, w zasadzie nie słuchała wcale, i tylko czekała aż Teal skończy i szybko spytała Teal co ona ma z tym robić. Teal mówiła – przestań, odpuść teraz, a dziewczyna – tak, dobrze ale co ja mam robić? To trwało chyba z czterdzieści minut, do uczestniczki warsztatu w żaden sposób nie mogło dotrzeć, że jest dobrze tam gdzie jest i kim jest ma nie robić nic. Odpuścić. Cała sala była zmęczona, ale czy naprawdę tak od niej się różnimy? Teal wytłumaczyła jej w pewnym momencie – twoja mama mówiła ci, że powinnaś być inna niż byłaś. To jest efekt tak zwanej warunkowej miłości, zawsze wydaje ci się, że musisz coś robić, a tak naprawdę nie musisz nic. Ciało to manifestuje. Jesteśmy sami dla siebie bezwzględnymi policjantami.

Początkowo uważałam, że nic się tego wieczora nie stało, ale potem sama praktykowałam “Teal Swan Completion Process” i odkryłam, że tak zwana warunkowa miłość jest odczuwana przeze mnie jak odrzucenie. Warunkowa miłość jest odrzuceniem.

Tak zwana warunkowa miłość do dziecka tak naprawdę jest postrzegana przez dziecko jako porzucenie. Poprzez warunkową miłość rozumiem, wszechobecny w naszym społeczeństwie system kar i nagród. Od dziecka powtarza nam się, “bądź grzeczną dziewczynką / chłopcem i przestań płakać”, lub “jesteś już duża/-y, duże dziewczynki / chłopcy się tak nie zachowują”, bądź dobrym dzieckiem i zjedz wszytko do końca, jak zjesz to dostaniesz deser. Takie komentarze są stosunkowo jeszcze niewinne,  gorsze są na przykład porównania, typu – „zobacz na Pawełka, Pawełek tak ładnie je, nie kręci się a ty nie potrafisz usiedzieć w jednym miejscu”, albo obarczanie dziecka odpowiedzialnością za swoje uczucia, typu “Przestań płakać, nie widzisz, że mamusia jest zmęczona, sprawiasz mamusi swoim płaczem wielką przykrość, przestań natychmiast!”. W każdym takim komentarzu, który uważamy niestety za normę w rozmowach z dziećmi kryje się niebezpieczeństwo, dajemy naszemu dziecku podświadomy komunikat, że nie powinno czuć tego co czuje w danym momencie, krytykując dziecko zaczyna się ono czuć nie wystarczająco dobre i zaczyna wątpić w siebie. Stara się być inne by zadowolić rodziców. Dziecko jest porzucone, nie przez rodziców, bo rodzice są kompletnie nieświadomi tego co robią, i starają się najlepiej. Dziecko porzuca wtedy same siebie. To kim naprawdę jest. Zaczyna wierzyć, że jest bezwartościowe takie jakie jest, że musi zasłużyć na to by je kochano, że musi być inne. I to jest źródło pierwotnej traumy całego świata. Jest to pewien kod, nieświadomie powtarzany przez pokolenia. Moje pokolenie trzydziesto-paro-latków urodziło się na przykład w czasach kiedy panowało przekonanie, że noworodka należy karmić co trzy godziny i to jest właściwe. Tak zwana warunkowa miłość, zabija w nas instynkty, i zaczynamy wierzyć, że jacyś mądrzy ludzie wiedzą lepiej niż na przykład nasze kobiece ciała jak na przykład opiekować się noworodkiem. Wiele naszych matek słuchało panów behawiorystów i matki zwijając się z bólu jakie doświadcza ich ciało kiedy głodne niemowlę płacze, wytrzymywały dla dobra dziecka z miłości do dziecka. Inne były które ulegały i karmiły dzieci na żądanie musiały znosić krytykę i związane z tym poczucie winy. Teraz krytykuje się behawiorystów i śmieje się z nich, ale czy naprawdę jesteśmy inni? Nadal jesteśmy swoimi własnymi policjantami i z tej pozycji dyscyplinowanie dzieci wydaje się właściwe. Tylko człowiek, który sam porzucił wewnętrzne dziecko, może okazywać miłość w sposób warunkowy. Prawda jest taka, że rodzice zawsze kochają nas bezwarunkowo, tylko nie wiedza jak to przekazać, bo jak przekazać coś co zostało im odebrane. Więc co zrobić? Odpowiedz, pracować nad sobą, pracować nad swoim wewnętrznym dzieckiem i być bardziej świadomym człowiekiem, sprawia, że jesteśmy bardziej świadomymi rodzicami. Bycie miłym i dobrym dla siebie, też daje nam siłę. Donald Winiccott wprowadził termin „wystarczająco dobra matka”. Matka powinna być tylko wystarczająco dobra i ofiarować dziecku wystarczająco dużo bezwarunkowej miłości, by dziecko mogło znieść jej złość, smutek i zły humor. Pamiętajmy, że jesteśmy tylko ludźmi, jeśli nauczymy się szanować siebie za własne ułomności nasze dzieci nauczą się tego od nas.

Będąc policjantami własnych odczuć, zaczynamy wierzyć, że nasze emocje nie mają żadnej wartości, a tak naprawdę to one są naszymi przewodnikami do odrzuconego przed laty wewnętrznego dziecka. Patrząc na emocję z tamtej perspektywy i z nowej perspektywy możemy oddać tym odczuciom szacunek pozwolić emocjom płynąć. Najczęściej ukryte w podświadomości, kody ujawniają się, można je puścić i zmienić. Na tym polega Teal Swan “Completion Process”.

W praktyce to wygląda tak. Napisała do mnie koleżanka, zasmucona tym, że spotkała mężczyznę, który jej się podoba a nie jest nią zainteresowany. Jej ciało zareagowało na niego. Przyszła do domu, i płakała, że facet nadal jej się podoba i reaguje na niego, a przecież nie powinna, bo on nie jest zainteresowany nią. Można by tą sytuację szybko wytłumaczyć, płacze bo czuje się odrzucona. Jednak nie jest to świadomie widzenie sprawy. Problem naprawdę polega na tym, iż moja koleżanka nie daje sobie sama przyzwolenia, żeby poczuć to co czuje. Sama dla siebie jest policjantem, gdyż w jej głowie panuje przekonanie, że skoro nie ma reakcji ze strony mężczyzny ona nie powinna nic czuć. Uzależnia ona własne odczuwanie od tego jak rozumie sytuację zewnętrzną. Kiedy tak postępujemy zawsze cierpimy. Podświadomy komunikat jest taki, że to co czujemy jest niewłaściwe. To nie mężczyzna ją odrzuca, on tylko rezonuje z nią w inny sposób niż by ona chciała. Ona sama siebie odrzuca, on jest tylko lustrem jej odrzuconego wewnętrznego dziecka. Kiedy koleżanka pozwoliła sobie na odczuwanie tego co czuje bez samokrytyki, frustracja zniknęła. Odrzucenie boli, ale niepozwolenie sobie na przeżywanie tego co jest, jest cierpieniem.

Teal Swan często odbierana jest jako przeciwniczka pozytywnego myślenia. Nic bardziej mylnego! Pozytywne skupienie jest konieczne. Nie da się jednak pójść do przodu, jeśli całkowicie i bezwarunkowo nie zaakceptuje się miejsca w którym się jest, tu i teraz. Jeśli tym miejscem jest ból, niech żyje ból, tylko przechodząc i uznając ten ból możemy udać się w drogę ku radości. Jeśli w momencie bólu nie zgadzamy się na niego i bezwarunkowo nie zaakceptujemy go, stworzymy tylko cierpienie. O tym właśnie mówi Teal Swan i ja z własnego doświadczenia wiedząc, podpisuję się pod tym oboma rękoma.

Sylwia Bartosz,

 

 http://irlandia.ie/blogi/item/685-relacja-z-warsztatow-teal-swan-w-dublinie.html

Rozmowa z Beatą Ptaszek, terapeutką metody ustawień systemowych wg Berta Hellingera

14469638_1121629144570804_8938109863614961313_n Każdy z nas nosi w sobie pierwiastek żeński i męski. Na każdy problem można spojrzeć od strony logiki i rozumu albo czucia i intuicji. Oba pierwiastki męski i żeński uzupełniają się nawzajem. Przez ostatnie kilka tysięcy lat, pierwiastek żeński był ograniczony, teraz budzi się i odżywa. Jak grzyby po deszczu  mnożą się instytucje wspomagające kobiety. My kobiety zamieniamy się i dojrzewamy. Elisabeth Gilbert, autorka bestseleru “Jedz, módl się, kochaj”, mówi że współczesne kobiety nie mają tak naprawdę wzorców do naśladowania. Czasy tak szybko się zmieniają. Jeśli męskość to ruch, nadawanie kierunku, to żeńskość jest tym, co wypełnia i wszystko trzyma. Każdy z nas ma w sobie oba pierwiastki. Mężczyzna dojrzewa poprzez kontakt z jego wewnętrzną kobietą, kobieta staje się prawdziwa poprzez swojego wewnętrznego mężczyznę. Boginie w mitologi zawsze nosiły w sobie archetypowe modele kobiecości, które tak naprawdę są w każdym z nas.

Na spotkaniach Inner Goddess rozmawiamy o różnych aspektach życia. Każde spotkanie ma osoby temat. Zawsze jest gość specjalny.

Tematem pierwszego jest rodzina, i nasze powiązania z przodkami. Żaden z nas nie jest odcięty od korzeni. Przodkowie to nie tylko DNA. Kontrowersyjny naukowiec Rupert Sheldrake pisze o polu, które wszystkich nas łączy. Pole to nazywa polem morfogenetycznym. Hipoteza bardzo krytykowana przez środowiska naukowe, zdaje się jednak potwierdzać w metodzie ustawień rodzinnych Berta Hellingera.

Rodzina i nasze korzenie to temat specjalny naszego spotkania, którego gościem jest Beata Ptaszek, dyplomowana terapeutka tej metody. Oto krótka rozmowa z nią, specjalnie dla portalu Irlandia.ie:

– Kiedy pierwszy raz miałaś do czynienia z Ustawieniami Hellingera i jak się o nich dowiedziałaś?

– Z Ustawieniami Hellingera zetknęłam się po raz pierwszy w 2002 roku. Przeżywałam poważne problemy emocjonalne związanie z rodziną i ówczesnym partnerem. Czułam się zagubiona, zrozpaczona, nie wiedziałam w którą stronę pójść. Zaczęłam szukać pomocy i trafiłam do terapeutki, która między innymi zajmowała się tą metodą terapii. Zaprosiła mnie na sesje grupową. Miałam wahania, gdyż nie uczestniczyłam wcześniej w terapii grupowej, odważyłam się jednak i byłam pod wrażeniem tego co się ukazało.

– Jaki wielki wpływ miały ustawienia na Twoje życie?

– Po pierwszym zetknięciu się z tą metodą terapii, byłam pod wielkim wrażeniem tego co ukazują Ustawienia Systemowe. Niesamowity był dla mnie fakt, iż osoby które były tylko przedstawicielami członków mojej rodziny podczas terapii, którzy nie znali mnie ani mojej sytuacji potrafili ukazać moich bliskich i moje własne emocje z pełną dokładnością. Moje życie zmieniło się bardzo od tamtego momentu, zaczęłam bardziej przyglądać się sferze duchowej i rozwijać się na tych poziomach. Uczestniczyłam w wielu warsztatach i poznałam wiele terapii. Z wielu korzystam nadal, jednak Ustawienia najbardziej przypadły mi do gustu. Myślę, że każda droga do samego siebie jest dobra, człowiek  powinien w tej kwestii podążać za głosem serca. Moje relacje z rodzicami oraz bliskimi, partnerem a także relacje w pracy i mój stosunek do związków, finansów i ogólnie mojego życia zmienił się na bardziej pozytywny. Jestem bardziej spokojna, ufna, akceptuję więcej i umiem dotrzeć do swojego wnętrza. Moje życie staje się pełniejsze.

– Od kiedy zajmujesz się prowadzeniem Ustawień?

– Sześć lat temu zrobiłam pierwszy kurs i od tamtego czasu nieustannie się dokształcam w tym zakresie.

– Na czym polegają Ustawienia Rodzinne metodą Berta Hellingera?

– Ustawienia Rodzinne w swojej obecnej formie rozwijane były przez Berta Hellingera na przełomie ostatnich 20 lat. W Ustawieniach tych w celu dotarcia do rozwiązania problemu, konieczne jest włączenie zarówno rodziny klienta jak i systemu, z którym jest on związany.

Wszyscy członkowie rodziny połączeni są poprzez rząd pokoleniowy i są w stanie uwolnić się z narzuconych im przez rodzinę zadań.

Ustawienia podkreślają istotę dawania i brania jako wyrównania potencjałów w ramach relacji i związków międzyludzkich. W metodzie Berta Hellingera pracuje się z pojedynczym klientem i jego wewnętrznym obrazem rodziny, takim jaki się on pokazuje poprzez postrzeganie ustawionych reprezentantów. Bert Hellinger rozszerzył zdecydowanie naszą wiedzę w tej materii i tworząc systemową terapię rodzinną w oparciu o konstelacje rodzin, dał nam nowy wymiar spojrzenia na przynależność człowieka w jego rodzinie.

Najważniejszą zasadą jest tu równe prawo wszystkich członków rodziny do przynależności do niej. To znaczy że każdy członek rodziny, niezależnie od tego kim był i jakich czynów się dopuścił, ma poniekąd równe prawo do miłości. Dotyczy to także poronień i aborcji. Zawsze bowiem wtedy, gdy komuś, kto należy do rodziny, odmawia się prawa do przynależności, ktoś inny z rodziny przejmuje w niej w myśl częściowej identyfikacji lub reprezentacji los lub istotne części losu wyłączonej osoby. Dramatyczne losy, które mogą mieć wpływ na więcej pokoleń, to ciężkie zbrodnie: np. ofiary i sprawcy morderstw, a także lekkomyślna strata ekonomicznych podstaw życiowych rodziny, min. gospodarstwa rolnego czy majątku, przez przodków. Wszystko to co przytrafiło się naszym przodkom żyje w nas i w jakiś sposób wpływa na nasze życie. Głęboko poruszającą realność tej pracy pojąć można tylko poprzez własny udział w ustawieniu, czy to w charakterze osoby stającej w roli reprezentanta, czy też przychodząc z osobistym problemem, który wymaga rozwiązania.

– Obecnie sama jesteś kwalifikowanym terapeutą tej metody, u kogo się uczyłaś?

– Jak wspomniałam, pierwszy kurs zrobiłam 6 lat temu u Grzegorza Halkiewa. W międzyczasie w  Polsce została utworzona filia Instytutu Hellingerowskiego. Gerhard Walper oraz Wolfgang Deusser wraz z Anna Choińską stworzyli Szkołę Ustawień Systemowych, której jestem obecnie uczestniczką.

– Dlaczego wybrałaś właśnie Ustawienia?

– Spotkałam się z Ustawieniami wiele lat temu i od tamtego czasu stosuję tę terapię w swoim życiu, dla siebie, oraz zaczęłam stosować dla innych, którzy wyrazili taką wolę. Wewnętrznie od zawsze wiedziałam, że nasze zachowania są determinowane nie tylko naszymi własnymi wyborami, że istnieją mechanizmy, które nas pchają do takich a nie innych wyborów. Te mechanizmy zakodowane są w naszej podświadomości i kierują nieświadomie naszymi wyborami, poprzez Ustawienia możemy zobaczyć skąd lub od kogo pochodzą. Możemy zmienić to co nieświadome tylko w jeden sposób, odkrywając skąd i od kogo pochodzi. I to właśnie podoba mi się w Ustawieniach, ta łatwość z jaką przychodzi uzdrowienie.

– Co masz do przekazania innym?

– Wierzę, że każde życie ludzkie bez wyjątku ma wielką wartość dla tego Świata. Każdy z nas coś cennego przynosi dla siebie i innych. Uczymy się od siebie nawzajem. Tym co robię, chcę zainspirować innych. Jeśli w jakikolwiek sposób moja praca przyczynia się do polepszenia życia innych, to chcę ją nadal wykonywać.

– Jaka jest twoja życiowa misja?

– Moja misja… nadal ją odkrywam. Moją misją jest moja droga życiowa, częściowo już odkryta częściowo nadal nieznana. Doświadczam, próbuję, odkrywam. Uczę się żyć tu i teraz, w pełnej akceptacji dla losu, który niosę ze sobą.

– Jak Ustawienia wpływają na życie innych?

– Po Ustawieniach wiele osób do mnie wraca, pisze lub dzwoni. Opowiadają co się zmieniło, jak spotkanie na nich wpłynęło. Mam wiele pozytywnych opowieści. Zawsze bardzo się cieszę jak ktoś wraca zadowolony by opowiedzieć o zmianach w swoim życiu.

– Jaki masz stosunek do swojej kobiecości?

– Czuję się w pełni kobietą, w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie zawsze jednak tak było, zmieniło się to pod wpływem wieloletniej pracy i warsztatów w których uczestniczyłam.

– Co możesz powiedzieć o żeńskiej energii w kontekście Ustawień?

– Bert Hellinger przez 16 lat pracował jako misjonarz w Afryce. To co tam odkrył wpłynęło na jego późniejszą pracę. W pełni zgadza się i głosi to, co wyznają rdzenne plemiona afrykańskie: ”Wszystko, czym jesteśmy i wszystko, co mamy, jesteśmy winni tylko raz naszemu ojcu, ale podwójnie naszej matce. Mężczyzna – tak mówi się u nas – jest roztargnionym siewcą, podczas gdy matka stanowi jakby boski warsztat, w którym Stwórca wprost, bez pośrednika pracuje, tworzy nowe życie i prowadzi je do dorosłości. Z tego powodu w Afryce matka jest szanowana prawie tak jak bóstwo”.

– Jak energia żeńska i męska przejawia się w Ustawieniach Rodzinnych?

– Energia żeńska i męska przenika się nieustannie. Jedna nie może istnieć bez drugiej. Kobieta ma w sobie aspekty męskie a mężczyzna żeńskie. Wszystko powinno pozostawać w równowadze. To wprowadzają Ustawienia w nasze życie, równowagę i harmonię. Każdy ma swoje miejsce w systemie rodziny: i kobieta i mężczyzna.

Rozmawiała: Sylwia Bartosz

Zdjęcia: Michał Sendrak