Archives

Władcy i upadłe anioły

 

Obserwując kody nieświadomości zbiorowej kobiet, widzę jak bardzo często stwierdzamy “on nie był widocznie dla ciebie” nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Każdy człowiek i tym bardziej mężczyzna, którego jest nam dane napotkać na swojej drodze jest nam po coś dany, więc jednym słowem jest dla nas.  Ja sama, patrząc w przeszłość, zdałam sobie sprawę, że przyciągam do siebie głownie dwa typy mężczyzn.

Jeden to artysta, człowiek często neurotyczny ze skomplikowaną przeszłością, pełen demonów …..ale także  bardzo utalentowany, niesamowicie charyzmatyczny i twórczy. Pobudza on bardzo moje zmysły i emocje, a także kreatywność. Tworze z nimi bardzo ciasne i zmysłowe relacje pełne ekspresji uczuć. Wchodzę w role ich muzy, ale także tego bardziej, stonowanego racjonalnego, elementu w związku. To  ja kontroluje , w którą stronę idziemy, jestem głosem rozumu to ja wprowadzam równowagę. W tych związkach element nauki i cienia do przepracowania. Dbanie o siebie. Zachowanie równowagi między dawaniem i braniem i nie wejście w role matki. Te relacje są ciasne,w przeszłości bardzo toksyczne.

Drugi typ to mężczyzna roztaczający wolność wkoło siebie. Znacznie bardziej dojrzały i wyważony w sobie niż typ pierwszy. Często intelektualista, inteligentny i zdystansowany, bardzo męski i także charyzmatyczny ale w bardzo inny sposób niż typ artysty. Jak kot chodzi własnymi ścieżkami, relacje z kobietami traktuje bardzo luźno, często nie chce albo nawet nie potrafi wchodzić w stałe związki. W głębi duszy jest bardzo wrażliwy ale nie pokazuje tego. Często bywało tak, że to ja jego bardziej potrzebowałam  niż on mnie. Z tym typem czuję się dużo bardziej seksualna, zmysłowa i kobieca. Pobudzają we mnie mój element energii Lilith, dziką kobietę….której nie potrafię zintegrować jeszcze w sobie, co często prowadzi do nie kontrolowanych przeze  mnie zachowań. Jest dużo zmysłowości uwodzenia się, wolności, oddechu ale tekże napięcia. Z wyrozumiałej zawsze spokojnej kobiety jak z mężczyzną numer jeden  dla odmiany to ja wprowadzam element emocji i uczuć. Cień nad , którym pracuję w tych relacjach, to równowaga i porzucanie kontroli a także rezygnacja z deklaracji i płynięcie z prądem patrzenie na człowieka jako takiego jakim jest.

Te dwa typy pojawiły się u mnie chyba już w liceum, po tym na studiach. Był wtedy pewien poeta i intelektualista. I tworzyłam z nimi już ten układ z jednym bardzo seksualny, połączony z obsesją a z drugim – poetą transcendentalny wręcz duchowy.

Na pewnym etapie mojego życia weszłam w długą relacje z typem pierwszym myślę, że w swojej ekstremalnej formie.  Mieszkaliśmy razem przez cztery lata. Był muzykiem, pianistą, wiele lat starszym ode mnie. Bardzo szybko pojawiło się uczucie, bardzo szybko zamieszkaliśmy ze sobą. Na początku czułam się zalana jego miłością. Był to jednak pierwszy etap bardzo toksycznego i uzależniającego związku. Gdzie istniała przemoc na każdym poziomie, oraz uzależnienia. Totalnie współuzależniona relacja na zasadzie ofiara – kat. Dla mnie ciężka szkoła życia, która o mało nie przypłaciłam jego utratą. Byłam opiekunem, mentorką, strażniczką, żoną. Opiekowałam się wszystkim, dbałam o dom, zarabiałam pieniądze. Wyszłam z tej relacji bardzo poraniona, moje poczucie własnej wartości było niższe niż zero. Cierpiałam na ataki paniki.

Krótko po rozstaniu z Pianistą poznałam Szkota. Typ numer dwa, który gdzieś zniknoł przez lata. Szkot, przystojny uwodzicielski zabawny, samą swoją obecnością sprawiał, że kobietą miękły kolana. Nie wiązał się jednak na długo nigdy. Wychowywał się we wschodniej części podzielonego bardzo Glasgow, gdzie trzeba było sobie radzić i często pięścią po męsku załatwiać sprawy. Znalazł mnie niczym zagubione dziecko i przygarnął do siebie otoczył opieką. Ja przyzwyczajona do tego, że przechodzę ze związku w związek myślałam, że tak będzie zawsze, jakie było moje zdziwienie kiedy się odsuną. Moje niskie poczucie własnej wartości, sprawiło, że wydawało mi się, iż ze mną jest coś nie tak. Myślałam, że to miłość ale tak naprawdę była to obsesja. Moja relacja z nim trwała dwa lata. Jego mieszkanie było jak świątynia moich marzeń w którym czasem bywałam. On decydował kiedy się tam pojawię. Trauma po poprzednim związku rozprężała się. Nie mogłam mieć jego, więc zwróciłam się ku sobie. Zaczęła się moja przygoda z rozwojem duchowym i osobistym. Relacja ze Szkotem nie była bramą do mojego idealnego związku jak sobie wyobrażałam ale bramą do mnie samej. I rzeczywiście przyniosła mi w tym sensie wielkie szczęście.

Z pianistą nauczyłam się, że należy dbać o siebie, że samo poświęcanie się do niczego nie prowadzi, że nie jest dobre dla nikogo. Że nie można dać z siebie niczego jeśli nie potrafi się brać. Ze ofiara i kat to jedno, jeden schemat, że tak na prawdę pasowało mi poczucie zależności jego ode mnie bo miałam poczucie kontroli nad relacją. Zrozumiałam na czym polega wystawianie granic, zdrowy egoizm i dbanie o własne potrzeby. Nauczyłam się także wybaczać. Prawdy, iż wybaczanie jest dla mnie, i nie muszę utrzymywać kontaktu z daną osobą po to by jej wybaczyć. Dziś czuję spokój we mnie w związku z tym związkiem.

Ze Szkotem, nauczyłam się tego, że nie wszyscy są tacy jak ja i każdy ma inne potrzeby. Tego żeby móc komuś coś dać należy nauczyć się słuchać, tego, że żadna deklaracja tak na prawdę nie daje nam żadnej gwarancji. Iż na końcu jest tylko człowiek i człowiek. Podstawą dobrej relacji jest akceptacja i wzajemne zrozumienie. Otworzyłam się na własne ciało i własną seksualność. Do dziś jesteśmy ze Szkotem bardzo blisko. Widujemy się rzadko ale jesteśmy w kontakcie. Wiemy, że możemy na siebie liczyć w razie potrzeby. Przez 9 lat naszej znajomości wypracowaliśmy, zaufanie, szacunek i wzajemne zrozumienie. Oboje jesteśmy indywidualistami oboje lubimy przestrzeń i wolność.

Paradoksalnie to z nie tym z którym byłam w stałym związku powstała bardzo silna i stała relacja. A było tak, że kobiety w moim otoczeniu krzyczały, na temat Szkota to jest kobieciarz, nic z tego nie będzie, a o pianiście mawiały on jest taki wrażliwy i cię tak bardzo kocha daj mu jeszcze jedną szansę. Jest to przykład tego, jak bardzo jesteśmy przywiązane do mitów. Do słów o miłości do deklaracji do małżeństwa, i że często potrafimy poświecić samą siebie dla tego mitu. Zupełnie zapominając o własnych potrzebach i o jakości danej relacji.

Teraz po wielu latach w tym roku, ta dwa typy mężczyzn znowu pojawiły się w moim, życiu. Mój poziom świadomości jest inny dlatego też pojawili się w innej formie i co innego znaczą. Oczywiście jest to umowne i odnosi się tylko do mojej percepcji rzeczywistości, bo są to inni ludzie osobne jednostki, jednak dla mnie, niosą w sobie podobne aspekty.

Pierwszy mężczyzna to artysta, jak zwykle fascynujący, utalentowany, wrażliwy, czuły i romantyczny. Intensywność tej relacji była porażająca. Brakowało mi miejsca, brakowało miejsca jemu. Więc nastąpiło przerwanie, które szczerze bolało na sercu. Zamiast jednak zanurzać się w bólu zanurzyłam się w siebie i nabrałam dystansu. W pewnym momencie zobaczyłam, znaki ostrzegawcze, iż człowiek mimo szczerych chęci nie potrafi wiele dać z siebie i  sam jest jeszcze dość mocno pogubiony. Mimo tego, że brakowało mi go, to postanowiłam wybrać siebie i oddzielić się od niego, choć teoretycznie to on zerwał. Jednak cały czas towarzyszyło mi uczucie, że jeśli bym tylko chciała, mogła bym z nim wylądować na takiej huśtawce ,gdzie on raz by mnie kochał a raz nie lubił, raz  zrywał po czym wracał. Postanowiłam podejść do tego świadomie. Wiem, że niskie poczucie własnej wartości, połączone odrzuceniem tworzy mieszankę wybuchową, a tak było w jego przypadku, więc nie chciałam go gwałtownie odepchnąć ponieważ wywołało by to odwrotny efekt. Cały czas pracowałam nad emocjami, i tym co się działo. I udało się mi w spokoju doprowadzić do przyjaznych stosunków i rozdzielenia. Byłam dumna z mojego spokoju i dyplomacji.

Drugi typ na razie się tylko pojawił, i czas pokaże czy wogóle  i w jakiej formie zagrzeje miejsce w moim życiu , i nie o to tak na prawdę chodzi, ale o to, że same jego pojawienie się wylało zamieszanie we mnie. Lilith to była pierwsza żona Adama, która nie chciała być posłuszna uciekła z raju i została partnerką Lucyfera. Element i archetyp Lilith chodził mi po głowie od bardzo dawna. Tym razem byłam bardziej świadoma i uważna kiedy spotykam się z drugim typem. I  zauważyłam coś czego kiedyś nie widziałam. Paniczne wręcz uczucie lęku kiedy on się zbliża. Co robi podświadomość kiedy się boi – albo ucieka albo nas sabotuje. Zastanawiałam się dlaczego czuję lęk w związku z człowiekiem którego w ogóle nie znam. I mądra kobieta powiedziała mi, boimy się wtedy kiedy spotykamy kogoś kto wyciąga nas poza strefę naszego komfortu, intuicyjnie rozpoznajemy takich ludzi i włącza się szybko mechanizm obronny. Zauważyłam, że pod obsesją zawsze jest lęk, tylko nigdy wcześniej tego nie widziałam. Teraz jestem na tyle uważna, że to widzę, i nie odpływam na różowej chmurce iluzji moich wyobrażeń jak było w przypadku Szkota, tylko jestem tu i teraz i nie mam żadnych oczekiwań, widzę rzeczy takie jakimi one są. Jak zaczynam się temu w sobie przyglądać, to wychodzi przede wszystkim puszczenie kontroli a kiedy ją puszczam zaczyna odsłaniać się ona. Moja ciemna strona, seksualność, moja Lilith i to jej a nie jego tak na prawdę się boję, on tylko mi ją na nowo pokazał. Podświadomość blokuje ją, ponieważ jest niebezpieczna. Kobiety płaciły za styczność z nią często własnym życiem. Jenak jest w niej wolność, przyjemność i siła. Należy z nią negocjować powoli by nie spaliła nas swoim wulkanem. Już z dyplomatki zamieniam się w chodzącą energię, myślę co się z Tobą dzieje, gdzie Twój spokój….kiedy pojawia się ona i wynurza się z lamusa. Sprawia, że poranna kawa ma mocniejszy smak, sprawia, że czuję i zwracam uwagę na chłód kubka z którego ją piję na moich wargach, sprawia, że rozkoszuję się zapachem terpentyny i każdym pociągnięciem pędzla na płótnie po prostu zanurzam się we własnych zmysłach. Coś we mnie zaczyna pulsować budzić się….

Jedną z moich ulubionych książek jest “Nieznośna lekkość bytu” Milana Kundery. Przeczytałam ją pierwszy raz jako nastolatka. Już wtedy zastanawiałam się nad jakościami reprezentowanymi przez dwie główne kobiecie postacie. Sabinę i Teresę. Wiele razy wracałam do tej książki. Sabina artystka, piękna, tajemnicza niezależna. Jedyną rzeczą do której jest przywiązana jest melonik jej dziadka. Kundera określa ją jako tą, która rozumiała Tomasza. Teresa jest dla odmiany bardzo przywiązana do Tomasza darzy go ślepą miłością, jednak Tomasz nie jest w stanie dać Teresie tego czego ona potrzebuje, dlatego kupuje jej suczkę o imieniu Karenin. Karenin jest wierna, Tomasz tego nie potrafi. Tomasz kocha je obie, Sabinę i Teresę każdą inaczej. Sabina pojawia się czasem przynosząc ze sobą namiętność ale też i zrozumienie, Teresa nie ustanie mu towarzyszy jest dla niego ciężarem ale też nie może bez niej żyć.  Symbolizują one moim zdaniem dwa aspekty kobiecości w które są obecne w każdej kobiecie.

Czuję, że czasem wchodziłam w rolę Sabiny a czasem Teresy. Reprezentują one dwa odmienne archetypy i są obie częściami mnie dlatego być może tak bardzo lubię te książkę. Sabina jest wolna i seksualna reprezentuje element Lilith. Tomasz nie wiąże się z Sabiną bo wie, że nie może jej mieć, że nigdy nie będzie tak bardzo oddana mu jak Teresa reprezentująca element Ewy. Ten motyw pojawia się w mitologi bardzo często nie tylko w chrześcijaństwie. Aspekt dzikiej seksualnej kobiety i aspekt oddanej matki i żony. Przez tysiące lat patriarchatu element wolnej seksualnej kobiety był zepchnięty, piętnowany i degradowany. Ponieważ czysta seksualność kobiet była dla patriarchatu zagrożeniem. Znowu druga rola była wyniesiona na piedestał i gloryfikowana. Tak powstało rozdzielenie, także w nas samych dwóch aspektów kobiecości, które były i są tak naprawdę jednym.

Zastanawiam się czy czasem nie wypieramy energii Lilith kiedy się pojawia, lubimy nadawać jej inne bardziej strawne oblicza. Bo przecież tak po porostu pożądać dla samego pożądania nie uchodzi. Więc trzeba sobie wmówić, że jesteśmy zakochane, trzeba Go mieć na własność by wytłumaczyć się z tego, że ona się w nas budzi bo jest to zakazane, tyle, że jak On jest nasz na własność to Lilith się chowa, i nie wiemy co się stało, wszystko blednie, winimy  Jego, ale to nie Jego wina. Lilith jest wolna i wolność zawsze jej towarzyszy nie tylko nasza ale Jego też.

Przez tysiące lat uczono nas wypierać się własnego ciała. Wmówiono nam, że trzeba mieć cel w tym, miłość do mężczyzny albo prokreacje. Wszytko to moim zdaniem związane jest lękiem i obawą przed tym dzikim aspektem seksualnym kobiet. Kiedyś kobiety były podzielone na żony i kurtyzany. Dziki aspekt był piętnowany w obu przypadkach. Żony za wikt i opierunek musiały być posłuszne i rodzić dzieci, kurtyzany musiały płacić seksem by się utrzymać, taka była cena ich wolności.

Element Lilith mówi także o oddaniu się mężczyźnie, nie na zasadzie kontroli ale zaufania. Każda z nas skrycie marzy o jego męskiej napierającej energii, jego wzroku i pożądaniu. Tęsknimy za siłą, męskością, energią wojownika. Sztuką jest się oddać mężczyźnie w 100 %. Za momentem kiedy nasze ciało staje się źródłem jego przyjemności, co samo czynnie daje nam przyjemność. Namiętność, która jest jak modlitwa, wynikająca z polaryzacji męskiego i żeńskiego.

Drugi element bardziej altruistyczny element Ewy, w którym dajemy, jesteśmy strażniczkami ogniska domowego. Gotujemy dajemy ciepło i wypełniamy sobą przestrzeń jest także bardzo ważny. Daje nam poczucie bezpieczeństwa i spełnienia.

Moim zdaniem spotykałam te dwa typy mężczyzn ponieważ mam te dwa aspekty w sobie. Tyle, że nie jestem pewna czy da się je ze sobą połączyć. Sądzę jednak jeśli są one w jednej kobiecie, a myślę, że nosi je każda z nas, połączyć się je da, a rozdzielenie jest jak zawsze pozorne, i wynika z kulturowych naleciałości. Przez tysiąclecia wolne myślące kobiety były prześladowane. Nic dziwnego, że nasza własna dzika natura wywołuje w nas tyle lęku. Matka i żona może być jednocześnie uwodzicielką. Jedno drugiego nie wyklucza. Tylko wmówiono nam, że jest inaczej. Jak to połączyć? Sama jeszcze nie wiem. Myślę, że to jest zadanie nas współczesnych kobiet, ponieważ po raz pierwszy od długiego czasu możemy to w sobie łączyć i nikt nas za to na przykład nie spali na stosie. Możemy wznieść na światło dzienne naszą ciemną stronę, i połączyć się z naszym ciałem. W wielu tradycjach takich jak np Tantra seks jest świętym aktem, a ciało kobiety świątynią. Więc czy jest możliwe, że ten aspekt nas dziki nieokiełznany seksualny jest naszą mocą a nie słabością. Że został zdegradowany ponieważ nie mógł poddać się kontroli. Zmienna natura kobiety, jej emocje i uczucia intuicja są zagrożeniem i zawsze były dla kultury opartej na logicznym umyśle.

Więc zachęcam was nie bójmy się czuć, nie bójmy się naszej zmysłowości, nie bójmy się naszej emocjonalności i uczciwości i nie bójmy się naszej seksualności. Akceptujmy nasze ciała ponieważ zawsze były świątyniami początku i końca. Rozkoszujmy się Wewnętrzną Boginią w nas samych.

 

 

 

 

Advertisement

Idea drugiej połówki w związkach i bratniej duszy.

 

Zastanawiałam się niedawno nad romantyczną ideą bratnich dusz, drugich połówek, tego właściwego jedynego. Czy te wierzenia na temat związków pokazywane w filmach, romansach robią nam więcej złego niż dobrego. Osobiście nie wierze, że istnieje coś takiego jak ten jedyny właściwy? Jaka jest recepta na udane partnerstwo?

Z tego co zaobserwowałam to najbardziej zgrane i szczęśliwe pary jakie znam, to pary, które zamiast wchodzić w oczekiwania, roszczenia, samo poświęcanie się i inne schematy zakasały rękawy i każde z partnerów wzięło się za prace nad samym sobą. Wszyscy po czasie odpowiadali, iż byli wdzięczni za trudy związku bo relacja naprawdę działała jak motor w ich rozwoju. Związek ewoluował wzmocnił się. Znam np parę, w której partner po przepracowaniu przez swoją żonę problemu z ojcem alkoholikiem stracił kompletnie ochotę na picie alkoholu. Problemy w zawiaskach rozwiązuje się w jedyny skuteczny sposób, pracując nad własnym cieniem. Po przez relacje z drugą osobą odkrywamy samych siebie. Nikt bardziej niż nasz partner nie pokazuje nam nie odkrytej części naszej osobowości. Świadomość tego faktu jest, podstawą świadomego związku. Bez tego nie ma otwarcia na drugiego człowieka. Związek staje się zbiorem oskarżeń projekcji i wyobrażeń obu stron, wydaje nam się, że podejmujemy decyzje, ale tak naprawdę wszytko idzie starym wytartym torem kodów naszego dzieciństwa. Trochę jak w serialu Westworld, gdzie roboty przeżywały codziennie na nowo ten sam dzień, sądząc, iż same podejmują decyzje, nie mając świadomości tego, iż są zaprogramowane.

Oglądałam filmik Teal Swan o koncepcie bratnich dusz. Powiedziała na nim, że schodzimy na ziemie w dużym towarzystwie, i łączą nas już schodząc tutaj duchowe kontrakty. Głownem tematem teraz w to przepracowania jako ludzkość na planie związków, jest poczucie odrzucenia i tak zwana warunkowa miłość, nic więc dziwnego, iż na skale globalną jest to przewodnie wyzwanie w relacjach. Idea zaproponowana przez Hollywood, na temat bratnich dusz, jest jej zdaniem nie prawdziwa. Bratnie dusze to często osoby, które dają nam w życiu największe wyzwania.

Żyjemy w czasie kiedy odkrywamy nową jakość zarówno męskiego i żeńskiego. Widać to po tym na skale obserwowane są trudne relacje, matka – córka i ojciec – syn. Tak naprawdę pokoleniowo każde pokolenie, czyni krok w kierunku uwolnienia i zbalansowania tych aspektów. Nasze babcie wyzwalały się, buntowały na masową skalę przeciwko sile patriarchatu, ich córki nasze matki, poszły o krok dalej znalazły własny głos i promowały niezależność i wolność, my wprowadzamy świadomość przede wszystkim na poziomie emocjonalnym…następne pokolenie będzie pracować na następnym jeszcze wyższym poziomie. Z mężczyznami jest podobnie. Dlatego, że pracujemy nad świadomością czucia w zbiorowości w związkach partnerskich jest tyle chaosu, i dlatego też dla nas naszego pokolenia są one tak ważne. Dużo ważniejsze niż dla pokoleń przed nami. Na zbiorową skalę, odkrywamy teraz, iż dobra relacja może się udać tylko kiedy mamy dobrą relację z samym sobą.

Napisze o kimś kogo uważam za bratnią duszę lub przynajmniej łączył mnie duchowy kontrakt. Relacja z ojcem to nasze partnerstwo. Jest to pewne uproszczenie gdyż, w partnerstwie praktycznie jest wszystko. Więc na własnym przykładzie mówiąc, miałam kiedyś bardzo wyidealizowany obraz mojego tatusia, więc teoretycznie powinnam mieć łatwe i miłe związki. Kogo natomiast przyciągałam, niedostępnych dla mnie emocjonalnie partnerów. Schemat powracał i powracał, jednocześnie idealizowałam swoich partnerów. Krocząc ścieżka duchowego rozwoju wiedziałam, iż coś to oznacza. Pracując nad relacją z ojcem, odkryłam, że tak naprawdę go nie było dla mnie. Mój tata zarabiał na życie za granicą, i moje życie było ciągłym czekaniem. Tata był rarytasem gościem w domu, niestety także emocjonalnie nie obecnym. Wyidealizowałam sobie naszą relacje w marzeniach ale podświadomie bardzo chciałam jego uwagi. Poza tym rozwód rodziców złamał mi serce. Podświadomie jako dziecko stanęłam “po stronie” mamy rodzica, który był ze mną i odrzuciłam ojca, zamknęłam serce na niego. Tęsknota za ojcostwem była zepchnięta do ciemnych meandrów mojej podświadomości i nigdy nie ujrzała by światła dziennego, gdyby nie pojawienie się…. bratniej duszy. I wróćmy teraz do tematu, jak rozpoznać bratnią duszę w partnerstwie. Z każdym naszym partnerem seksualnym mamy duchowy kontrakt, oczywiście nie tylko z nimi. Patrząc z perspektywy czasu widzimy, że czasem spotykamy partnerów, który nam pokazują jedną rzecz…czasem kilka lat to trwa, ale jest to jedna, kilka lub, kilka rzeczy. Mój koncept na bratnią dusze jest taki, że z takimi ludźmi tych rzeczy jest bardzo dużo. Dobrze przepracowana relacja z bratnią duszą jest najlepszą rzeczą, która może się przydarzyć ale może też być i najczęściej jest najbardziej bolesną. I niestety dla naszego pokolenia bardzo często tak jest. Kiedy spotykamy bratnią duszę czujemy więź, często też i strach. I mamy oczywiście wiele bratnich dusz i będą one współpracowały z nami w zależności od tego na jakim etapie jesteśmy. Po wyjściu z relacji z mężczyzną z którym duchowy kontrakt zawierał sprawienie mi tak wielkiego bólu, iż wstąpiłam na ścieżkę rozwoju duchowego spotkałam moją bratnią duszę, jedną z wielu. Była to relacja z mężczyzną, który mnie odrzucał i nie chciał się zdeklarować do niczego. Nasza relacja przechodziła przez wiele etapów, za każdym razem kiedy przepracowałam w sobie coś, co kontakt z nim mi dawał, następowała mała śmierć w relacji i małe odrodzenie. Zdałam sobie dzięki tej relacji, że nie daję sobie prawa do głosu, do wyrażania siebie, do tego, żeby kochać i przyjmować,  do tego by czuć to co czuje. Nie znałam także znaczenia własnych granic nie wiem nic o równowadze miedzy dawaniem i braniem, nie wiem nic o wolności i o odpuszczaniu przywiązania. On otworzył mi drogę do własnej kreatywności, do tego, iż poczułam się dobrze ze sobą i z własna seksualnością, do tego bym stała się bardziej asertywna, i do prawdy, że miłość to miłość do samego siebie. Dowiedziałam się tego pracując ciężko nad tym co było…co widziałam w moim lustrze. Mojej bratniej duszy. Co on wyciągnął z naszej relacji, to jest już sprawa jego duszy i jego rozwoju. Tu pojawia się następny schemat, który widzę u kobiet. Nie nasza sprawa czego ON ma się nauczyć w relacji z nami. Wcale nie musi to oznaczać tej samej intensywności z jego strony. Jest jest jego rozwój. Nam kobietom ciężko jest opanować impuls wchodzenia w przestrzeń jego rozwoju.

Koncept tego jedynego właściwego, daje nam kobietą rodzaj iluzji w której cały czas czegoś szukamy, tak na prawdę każdy nasz mężczyzna na ten moment jest tym właściwym.  Moja bratnia dusza z tamtego czasu odeszła. W tamtym czasie, miałam ogrom wielkich emocji i uczuć. Teraz już tego nie ma, i jego też już nie ma. Odszedł w miłości, wdzięczności i spokoju. Tak się dzieje, kiedy lekcja z danym człowiekiem po prostu się kończy. Jednak, życie jest ciągłym przepływem…jak tylko się otwarłam pojawiła się nowa bratnia dusza. Jakże inna od poprzedniej, jednak towarzyszy mi również z nim to samo jak poprzednio uczucie, czuję go jakby pod skórą. Próbuję starych schematów, rzeczy które nauczyłam się poprzednio….lecz to nie działa. Nowy człowiek nowa przestrzeń do odkrycia. Nie wiem czy on zostanie przy mnie lata, a może jeden dzień. To nie jest istotne. Już widzę, że jeśli w poprzedniej relacji chodziło o puszczenie czegoś, tu chodzi o przyjęcie. Wolność jest przyjęciem akceptacją tego co jest. Jeśli poprzednio uczyłam się o wyznaczaniu granic tutaj uczę się o panującej miedzy nimi przestrzeni. Lekcje podobne ale nie takie same, poznanie w wiele głębszym wymiarze.

Na zakończenie chce napisać, o ile bogaciej jest patrzeć na naszych wybranków serca w ten sposób i odpuścić sobie wszystkie iluzje o tym jednym jedynym właściwym, które nie tylko mija się z celem ale zawsze przyniesie nam rozczarowanie.

autor : Sylwia Bartosz

Niedostępność

e99cca3cbc010706fcba1d1bd7112857_XL

 

Na pewno każdy z nas zauważył pewne zjawisko. Ona jest mało zainteresowana tym kto okazuje jej względy, a ten nieprzystępny tak zwany “bad boy” wzbudza jej pożądanie. Oczywiście w odwrotnej wersji płci też to działa. Dlaczego tak jest, iż często gardzimy tymi którzy ofiarują nam wszystko, a uganiamy się za tymi którzy dają nam okruszki? Dlaczego niedostępność emocjonalna jest atrakcyjna? Czy jesteśmy masochistkami?

Myślę, że prawie  każda kobieta kiedyś się zakręciła na punkcie kogoś kto ją odrzucał. Lubię seriale na Netflixie i oglądałam ostatnio bardzo zabawny i inteligentny serial pod nazwą LOVE. On niekoniecznie przystojny ale urokliwy, ona śliczna ale pogubiona życiowo. Spotkanie dwóch nietuzinkowych postaci, pokazuje bardzo częste zjawisko, które mówi że… cały w tym ambaras, aby dwoje chciało naraz… Tych dwoje się sobie podoba i wydaje się  dogadywać, ale jest to dwójka skomplikowanych ludzi o niezbyt wysokim poczuciu własnej wartości i, jak to w życiu, projektują na siebie nawzajem własne lęki. I zamiast rozwijającej się relacji, spokoju i harmonii mamy próbę sił i emocjonalny roller-coaster. Obie strony chcą tego samego, miłości, ale te desperackie próby odnalezienia jej w tej drugiej osobie kończą się bardzo boleśnie. Zastanawiam się, skąd w nas ta chęć, autodestrukcji i wyczerpywania się emocjonalnie w relacji z drugą osobą. Dlaczego wiele osób wpada w tę pułapkę zabawy w kotka i myszkę?

Niekoniecznie zawsze w tej wersji, ale bardzo częsty jest w naszych czasach schemat, który ja nazywam “dwoje dzieci w piaskownicy”. Ona nakarmiona w dzieciństwie bajkami o księżniczkach i filmami w stylu „żyli długo i szczęśliwie”, ma wyśnioną wizję swojego związku, czytaj – swoją we własnej wyobraźni piaskownicę, w której są różnorakie zabawki typu: ślub w sukni z welonem, domek z ogrodem, wspaniały seks, romans, kwiaty każdego dnia itd. itp…  Pielęgnuje w sobie tę wizję męskiego wspaniałego księcia – wybawiciela od jej wszystkich problemów, i kiedy zaczyna się z kimś spotykać projektuje na delikwenta ten różowy obłoczek iluzji, a całą energię poświęca na to, aby on bawił się z nią w piaskownicy jej zabawkami, zapominając zupełnie, że ma do czynienia z drugim człowiekiem. On chętnie wchodzi do piaskownicy, żeby pociągnąć dziewczynkę za warkoczyk, ale jak się już znajdzie w tej piaskownicy, to przestaje mu się już ta zabawa podobać, i zaczyna szukać wyjścia, jak tu uciec. Jedni chłopcy po prostu odchodzą, inni udają, że się bawią ale tak naprawdę też uciekają, w głąb siebie i stają się emocjonalnie niedostępni. Dla niej zabawa jej zabawkami jest tak ważna, gdyż jest dla niej pewnego rodzaju ukojeniem, a każdy jego sprzeciw, bardzo prawdziwie ją boli, ponieważ trafia w uczucie odrzucenia, które pierwotnie bardzo często jest uczuciem odrzucania przez własnego ojca. Można by ją za to krytykować, i pokazać jakie to samolubne ale nic nie dzieje się bez przyczyny. Zadziewające jest to jak często my samodzielne dorosłe kobiety zapominamy o tej małej dziewczynce tkwiącej w nas. Wewnętrznym dziecku samotnym i odrzuconym, bezskutecznie starającym zwrócić na siebie jego uwagę. Prawda jest taka, że niezaleczone rany z dzieciństwa  powodują podświadomą reakcję, i nasze emocje są jak zacięta płyta, a każdy mężczyzna otwiera tę starą ranę na nowo, dopóki nie wyleczymy jej same.

Pokolenie naszych rodziców było pierwszym pokoleniem po wojnie. Wojna jest traumą. Indianie mawiali, że musi minąć 7 pokoleń aby zneutralizował się wpływ takich wydarzeń. Wielu z nas Polaków dorastało w rodzinach silnych, krytycznych i zawsze gotowych do samo-poświęcenia matek, i prawie nieobecnych, zamkniętych w sobie ojców. Jako małe dziewczynki potrzebujemy uwagi rodzica płci przeciwnej. Jeśli tata był dla nas emocjonalnie nieosiągalny, czujemy pustkę, i podświadomie będzie nas ciągnęło do tak samo emocjonalnie niedostępnych partnerów. Tak samo mężczyźni, często synowie nadgorliwych matek i nieobecnych ojców, czują się podświadomie obciążeni wszechobecnością własnej rodzicielki i postanawiają nigdy nie dorosnąć, być wiecznym chłopcem. Często boją się odpowiedzialności i złapania w pułapkę, i tym samym przyciągają do siebie bardzo kontrolujące kobiety. Więc po okresie pierwszych zalotów, mamy dwoje dzieci w piaskownicy, gdzie mała dziewczynka ze wszystkich sił stara się zwrócić uwagę tatusia  oraz chłopca, który czuje się obciążony i przytłoczony nadgorliwą miłością własnej mamusi. Żeby ona i on mogli być wreszcie wolni, konieczna jest praca nad wewnętrznym dzieckiem. Trzeba uleczyć stare rany i dorosnąć. Wtedy można wyjść poza mitologię, zarówno tę społeczną jak i tę z najbliższej rodziny, i zacząć budować swoją własną historię i zdrowe relacje oparte na prawdziwej więzi człowieka z człowiekiem, a nie na wymyślonej wizji tego idealnego związku.

Zaznaczyłam tutaj też problem, który jest bardzo istotny, mianowicie problem nieobecnego lub słabego ojca, ale jest to temat tak szeroki, iż poświęcę mu osobny artykuł. Temat nieprzystępności emocjonalnej jest tak częsty, że poświecę mu kilka osobnych artykułów w mojej kolumnie.

Ile razy słyszymy… „to pewnie jeszcze nie ten właściwy”. Co to właściwie znaczy? Jak często jesteśmy przywiązane do swojego mitu w głowie, zamiast otworzyć się na drugiego człowieka w całej jego różnorodności. Spójrzmy na to inaczej, jak często my kobiety uganiamy się za jakimś wyimaginowanym wzorcem, jak kot za bańką mydlaną, kiedy ją złapiemy… buch – nie ma! Jak rozpoznać życie od iluzji, tylko poprzez poznanie samych siebie.

Innym powodem dlaczego tak bardzo kręci nas niedostępność, jest fakt, że jesteśmy często wychowywane w przekonaniu, iż chwalebnie jest poświęcać samą siebie dla innych. Zapętlenie na temat poczucia odrzucenia jest często spowodowane odrzucaniem samej siebie. Nie czujemy się wystarczająco warte miłości i uwagi, dlatego ktoś kto rzuca nam okruszki ze stołu działa jak narkotyk. Poczucie odrzucenia jakie czujemy przy tym człowieku jest gorzkie ale znajome, znamy dobrze to uczucie z dzieciństwa. Jak koń z klapkami na oczach, wracamy do tej osoby która nie daje nam nic, a każda nasza próba jest niemym krzykiem, kochaj mnie i pokaż przez to, że coś na tym świecie znaczę. Budujemy sobie iluzję wokół tej postaci, obiektu naszych marzeń, i myślimy „gdyby tylko on był inny”… Celowo użyłam słowa obiekt, gdyż jesteśmy tak zakręcone we własnej obsesji, że tak naprawdę nie możemy zobaczyć drugiego człowieka, nawet jeśli dzieli z nami łoże każdego dnia. Jest na to tylko jedna rada. Zacząć od siebie! Praca nad własnym poczuciem wartości, samopoznanie i zwrócenie się w głąb siebie, pozwoli nam się otworzyć na innych i na miłość. Nie można kogoś kochać naprawdę, nie kochając samego siebie. Miłość niczego nie żąda i nie jest samolubna, a strach jest pełen litości i wymagań. Porzucenie oczekiwań i odrzucenie kontroli, jest krokiem ku szczęściu i wewnętrznej wolności.

http://irlandia.ie/blogi/item/677-niedostepnosc.html

 

Jak być singlem

Z koleżanką, wybrałyśmy się do kina na film “How to be single”. Film nie zawiódł moich oczekiwań i okazał się tym czego można się było spodziewać,luźną komedią.  Tematyka oczywiście krąży wokoło romansów i rożnego rodzaju perypetii bohaterów, ale końcowa puenta jest nieco inna niż w innych tego typu produkcjach. Każdy tego typu babski film od kiedy pamiętam, kończy się w jeden sposób: bohaterka zdobywa serce tego jedynego i żyją długo i szczęśliwie. W tej komedii jest trochę inaczej,nie chcę psuć efektu dla tych który nie widzieli. Powiem tylko , iż chodzi tutaj o odnalezienie samej siebie. Film zwraca uwagę na coś o czym ja ciągle piszę i ciągle podkreślam – nie da się zbudować zdrowej partnerskiej relacji, będąc w konflikcie z samą sobą.

Przyjrzymy się np”Seksowi w wielkim mieście”. Bohaterki serialu mają wspaniałe kariery, osiągnęły wielki sukces, jednak cała ich uwaga skupia się wokoło relacji z mężczyznami. Powoduje to wiele frustracji w nich samych. Zastanawiałam się dlaczego tak jest,że te niezależne kobiety zamiast cieszyć się wygodnym życiem, obsesyjnie szukają tej drugiej połowy….tak jakby same dla siebie były tylko połową.

Jeszcze 100 lat temu kobieta,  była całkowicie zależna od mężczyzny, zarabianie na rodzinę było tylko i wyłącznie rolą mężczyzn. Nic dziwnego, iż zdobycie odpowiedniego mężczyzny było niezbędne dla przetrwania kobiet w tamtym czasie. Niezależność i wolne myślenie u płci pięknej, była traktowana jako niebezpieczna. Model kobiecości był zupełnie inny. Jako ludzie jesteśmy stadni, i uczymy się życia po przez naśladowanie. Jest to najbliższa rodzina ale także społeczeństwo. Baśnie, mity i legendy zawsze spełniały rolę pewnych wytycznych. Uczyły dzieci jak sobie radzić z emocjami, i wyznaczały normy zachowań.  Żyjemy w okresie tak szybkich zmian cywilizacyjnych i społecznych, iż być może nie miałyśmy czasu zbudować sobie nowych modeli do naśladowania…(?)

Kiedy jesteśmy małe, historie i baśnie jakie są nam czytane i opowiadane kształtują nasze pojęcie o życiu. jest to fakt powszechnie znany współczesnej psychologii. Baśnie i legendy zawierają w sobie archetypy naszych wyobrażeń i przyszłych zachowań. I zastanawiam się, czy stare baśnie i legendy odpowiadają na wymagania dzisiejszej rzeczywistości? Na pewno kiedyś uczyły podstaw przetrwania, ale czy robią to dziś? Czy można zaryzykować stwierdzenie, iż świat się zmienił na tyle, że potrzebujemy nowych wzorców zachowań i modeli do naśladowania? Np. Kopciuszek to biedna dziewczynka maltretowana ofiara, która z pokorą znosi swój los, podświadoma wiadomość jest taka, że spotka ją za to nagroda w postaci księcia który ją uratuje a oprawców spotka zasłużona kara. Prawda czy fałsz? Myślę , że gdyby Kopciuszek poszła do psychoanalityka, to została by zdiagnozowana jako, Dorosłe Dziecko Narcystycznych rodziców, która przyjęła rolę kozła ofiarnego, stwierdzono by u niej duże prawdopodobieństwo do wchodzenia we współuzależnione związki i trafiła by na terapie zamiast do księcia.

W przypadku Królewny Śnieżki, nie wygląda to lepiej, kobieta silna jak macocha, królowa jest ukarana. Śnieżka zjada zatrute jabłko ,( symbol kobiecości  i seksualności w wielu kulturach)  i zasypia, i oczywiście lekarstwem na to może być tylko książę. Pokazuje że silna kobiecość niezależność i seksualność jest niebezpieczna i zła – bądź grzeczną i skromną. Mała syrenka, która oddaje swój głos w imię miłości do księcia. Głos, to wyrażanie siebie, podświadomy przekaz, musisz poświęcić swój głos by przetrwać, głos czyli wolną  wolę i niezależność .

Oczywiście bardzo to wszystko upraszczam. Symbolika tych baśni jest o wiele głębsza. Jednak nie da się ukryć faktu, że pewne symbole i informacje które na pewno miały znaczenie i były czymś bardzo ważnym w dawnym świecie męskiej dominacji, gdyż dla ówczesnych kobiet były gwarancją przetrwania, są nadal wgrywane, w nas, współczesne kobiety,  jak stare nagrania. Wystarczy spojrzeć na historie żeby widzieć, iż kobiety które wyrażały siebie, często kończyły w tragiczny sposób. Palone na stosie, jak Joanna D’Arc albo z odciętą głową jak Anna Boleyn. Nic dziwnego , że w baśniach i legendach istniała informacja, mówienie własnym głosem jest nie bezpieczne, czekaj na księcia, bądź bierna a przetrwasz. Można zadać sobie pytanie, jak działa ten stary schemat wgrywany w podświadomość dzieci we współczesnym świecie , które nie mają do czynienia, ze świętą inkwizycją, za to muszą chodzić do szkoły i żyć w kulturze facebooka. Jaki ma to sens, czy może robi więcej szkody niż pożytku? Moim zdaniem, jest to sprzeczny komunikat. Nie można być jednocześnie silną i słabą.

Jest jeszcze jedna ważna informacja, kto zadał sobie trud i zajrzał do oryginalnych wersji baśni i mitów, zobaczy, że często są dużo mroczniejsze niż wytarte współczesne wersje a ich symbolika jest o wiele głębsza. Archetypy w nich zawarte są uniwersalne i ponad czasowe. Jest wiele opracowań symboliki baśni i legend. Moja ulubiona to oczywiście “Biegająca z wilkami”. Myślę , że warto się zastanowić jaką wersję danej historii przekazujemy dzieciom.

Wróćmy jednak do tematu, oglądałam ostatnio wywiad z Elizabeth Gilbert, i zwróciła ona uwagę na fakt , iż nie mamy zbyt wiele wzorców kobiet z których mogłybyśmy czerpać, i uczyć się mądrości. Stare sposoby nie działają. Nic dziwnego, że tak trudno jest nam się odnaleźć.

Indianie mówią, iż musi minąć 7 pokoleń aż pewien schemat myślowy zmieni się całkowicie. Mamy za sobą zaledwie ponad 100 lat emancypacji kobiet. Najpierw wyzwoliłyśmy się politycznie fizycznie potem mentalnie.  Seks w wielkim mieście był kręcony w latach 90. W ich mentalności bohaterek nadal widać małe dziewczynki czytające historie o  księżniczkach.. Jednak uważam, że serial ten był milowym krokiem na drodze do innego rodzaju wyzwolenia, mianowicie wyzwolenia emocjonalnego. Myślę, że największym sprawcom sukcesu tego serialu jest fakt, iż mówi on o uczuciach. To co i w jaki sposób czujemy jest bardzo ważne! Bohaterki są prawdziwe w tym co czują, i nie boją się tego okazywać. Niby nic takiego, serial często jest wyśmiewany, ale jeśli by spojrzeć jak przedstawiana była kobieta nawet dekadę wcześniej, jest to prawdziwa rewolucja.

Nowego rodzaju powieści dla nastolatków takie jak “Hunger Games” pisane są przez kobiety i ich bohaterkami są kobiety. Jest tam też obecny dramat moralny. Wyraźnie widać zmianę w mentalności, droga bohatera nie jest już tylko zarezerwowana dla mężczyzn. Myślę, że nie jest to też tylko powielanie męskiego archetypu w wersji super baba jak Lara Croft. Bohaterki są silne ale też dziewczęce, nie boją się pokazywać emocji i słabości.

Produkcje jak “Orange is New Black” są pełne wspaniałych kobiecych charakterów i skupiają się na relacjach między kobietami. Myślę, że film i telewizja są narzędziami dzięki którym budujemy nowe baśnie i nowe wzorce do naśladowania. Wszytko to dzieje się na naszych oczach, bardzo, bardzo szybko, i sądzę, że jest na dobrej drodze.

Stare baśnie i legendy są równie ważne, ale powinny być interpretowane nie tracąc swojej mądrości i głębi. Nawet przekaz lekkich komedii jak “How to be single” zmienia się z duchem czasu. A brzmi on, bądź sobą, czuj i spełniaj się, dla siebie, to wystarczy.

http://irlandia.ie/blogi/item/675-jak-byc-singlem.html